Demokrację zastąpi „eko-dyktatura”?
Twierdzenie, że neutralność klimatyczna może być strategią wzrostu gospodarczego, jest myśleniem życzeniowym – pisze Eric Heymann, analityk Deutsche Bank. Wprowadzenie w życie Europejskiego Zielonego Ładu będzie oznaczało utratę konkurencyjności przemysłu w UE oraz konieczność podporządkowania życia i budżetów domowych obywateli „eko-dyktaturze”.
Analiza Heymanna jest częścią opublikowanego przez Deutsche Bank raportu dotyczącego odbudowy gospodarczej po pandemii. Ekspert wskazuje, że choć Komisja Europejska pod wodzą Ursuli von der Leyen traktuje Europejski Zielony Ład jako absolutny priorytet, dotychczas nie przeprowadzono w tej kwestii uczciwej, demokratycznej debaty, w której powiedzianoby całą „niewygodną prawdę”. Zamiast tego unijne instytucje przedstawiają cel osiągnięcia w UE neutralności klimatycznej do 2050 roku, jako strategię wzrostu gospodarczego, co Heymann nazywa przykładem myślenia życzeniowego.
Nie wiemy, co nam szykują
W raporcie Deutsche Bank wskazano, że wpływ obecnej polityki klimatycznej na codzienne życie Europejczyków wciąż jest w ich odczuciu dość abstrakcyjny. Płacimy większe rachunki za prąd, czy ogrzewanie, jednak dodatkowe koszty na razie są akceptowalne dla większości gospodarstw domowych. Sposób naszego życia i decyzje konsumenckie są zależne od naszych dochodów, a nie względów klimatycznych. To zasobność naszych portfeli decyduje o tym, czy mamy duży dom, czy małe mieszkanie i ilu urządzeń elektrycznych używamy na co dzień. Nasz domowy budżet wpływa na to, czy w ogóle i w jaki sposób podróżujemy, jak często jemy mięso i egzotyczne owoce. Forsowany przez Brukselę Europejski Zielony Ład zakłada zupełnie inny porządek rzeczy. – Jeśli naprawdę chcemy osiągnąć neutralność klimatyczną, musimy zmienić nasze zachowanie we wszystkich tych dziedzinach życia. Dzieje się tak po prostu dlatego, że nie ma jeszcze odpowiednich opłacalnych technologii, które pozwoliłyby nam utrzymać nasze standardy życia w sposób neutralny pod względem emisji dwutlenku węgla – pisze Eric Heymann.
Z czego będzie trzeba zrezygnować?
Jak konkretnie standard naszego życia ma się zmienić? Tu z pomocą przychodzi przygotowany na zlecenie brytyjskiego rządu raport „Absolute Zero” będący owocem współpracy naukowców z najbardziej prestiżowych uczelni w tym kraju, takich jak University of Cambridge czy University of Oxford. Opracowanie opublikowane w listopadzie 2019 roku stanowi kompleksowy zbiór zmian, które muszą dokonać się w gospodarce i społeczeństwie, aby osiągnięcie neutralności klimatycznej w 2050 roku było możliwe do osiągnięcia.
Zgodnie z raportem „Absolute Zero” w neutralnej klimatycznie rzeczywistości roku 2050 przemysł i gospodarstwa domowe będą miały do dyspozycji zaledwie 60 proc. energii elektrycznej, którą wykorzystują dzisiaj. To oznacza, że będziemy musieli zrezygnować z 40 proc. urządzeń elektrycznych, których używamy w codziennym życiu.
Również o 40 proc. będzie musiał zostać ograniczony transport samochodowy – zarówno osobowy, jak i towarowy. Do roku 2030 powinien zostać całkowicie zlikwidowany transport lotniczy i morski. W świecie stworzonym przez Europejski Zielony Ład jedynym środkiem transportu mogącym się rozwijać będzie kolej.
Aby sprostać wymogom neutralności klimatycznej, konieczna będzie rezygnacja z hodowli zwierząt na mięso i przejście całej populacji na wegetarianizm. Jednocześnie zakazana ma być produkcja i wykorzystywanie większości nawozów sztucznych, co spowoduje drastyczny wzrost cen płodów rolnych. Z kolei radykalne ograniczenie transportu towarowego spowoduje zanik importu produktów spożywczych. Innymi słowy nie tylko mięso, ale także np. banany mogą być produktami całkowicie niedostępnymi dla przyszłych pokoleń Europejczyków.
Zielona, ale bezrobotna Europa
Zeroemisyjna gospodarka to również likwidacja lub drastyczne ograniczenie produkcji wszystkich gałęzi przemysłu związanych z emisjami CO2. Bynajmniej nie chodzi tutaj wyłącznie o górnictwo i energetykę konwencjonalną. Jak wskazują brytyjscy naukowcy, zniknie przemysł petrochemiczny, ograniczenie transportu dotknie branżę motoryzacyjną i logistyczną, znacząca część produkcji branży chemicznej nie będzie możliwa w gospodarce bezemisyjnej. Produkcja m.in. stali, szkła, ceramiki, papieru, tworzyw sztucznych wymaga dużych ilości energii, więc w zielonej gospodarce albo będzie mocno ograniczona, albo nie będzie jej wcale.
Na zagrożenie, jakim jest europejska polityka klimatyczna dla przemysłów energochłonnych, wskazuje również Eric Heymann. Analityk Deutsche Banku podkreśla, że parcie Unii Europejskiej do neutralności klimatycznej w tempie znacznie szybszym niż reszta świata musi odbić się negatywnie na konkurencyjności europejskiego przemysłu. Opłaty za emisję CO2 w UE będą nadal szybko rosły, podczas gdy nikt inny na świecie nie kwapi się do wprowadzenia jakichkolwiek opłat tego typu.
W ocenie Heymanna w tej sytuacji są dwa sposoby na ochronę unijnego przemysłu – oba skazane na porażkę. Pierwszy z nich to subsydiowanie zagrożonych branż, które może zadziałać w krótkiej perspektywie, ale nie może funkcjonować wiecznie. Druga opcja to wprowadzenie na terenie UE węglowego podatku granicznego, co Bruksela zapowiada od dłuższego czasu. W maksymalnym skrócie chodzi o obłożenie dodatkowym cłem wszystkich produktów wwożonych do Unii, produkcji których towarzyszy emisja CO2. Jednak jak słusznie zauważa Heymann, wprowadzenie podatku węglowego w UE spotka się z działaniami odwetowymi ze strony innych państw i zamiast ochrony przemysłu, będziemy mieli do czynienia z nową wojną handlową.
Zgodzimy się na „ekodyktaturę”?
Jak podkreśla analityk Deutsche Banku, trudno oczekiwać, że społeczeństwa państw członkowskich UE dobrowolnie i z entuzjazmem zgodzą się na wszystkie wskazane wyżej wyrzeczenia. W ocenie Heymana do realizacji celu neutralności klimatycznej państwa UE będą musiały zastosować dwa uzupełniające się wzajemnie środki. Pierwszy to tak wysokie opodatkowanie wszystkiego, co ma związek z emisją CO2, że ludzie chcąc nie chcąc będą zmuszeni do rezygnacji z podróżowania, ogrzewania dużych domów czy nawet jedzenia mięsa, bo zwyczajnie nie będzie ich na to stać. Drugi to radykalne zaostrzenie regulacji prawnych, które Heymann nazywa „eko-dyktaturą” – Wiem, że „eko-dyktatura” to paskudne słowo. Ale być może będziemy musieli zadać sobie pytanie, czy i do jakiego stopnia możemy być skłonni zaakceptować jakąś „eko-dyktaturę” (w postaci prawa regulacyjnego), aby przejść do neutralności klimatycznej – pisze analityk.
W ocenie Heymanna, w momencie, gdy społeczeństwa państw członkowskich poznają prawdę na temat tego, czym w rzeczywistości jest Europejski Zielony Ład, narodzi się potężny społeczny, a w konsekwencji również polityczny opór. Wówczas Unia Europejska i poszczególne państwa wchodzące w skład Wspólnoty staną przed wyborem. Albo dalsze forsowanie Europejskiego Zielonego Ładu i przykręcanie śruby „eko-dyktatury”, bez oglądania się na dobrobyt obywateli oraz konflikty i napięcia społeczne. Albo przewartościowanie ambicji klimatycznych tak, aby były one akceptowalne dla obywateli. Którą drogę wybierze Europa?
Łukasz Karczmarzyk