Solidar Śląsko Dąbrow

Czyja to wina?

Nikt nie lubi przyznawać, że zrobił coś złego. Winy zawsze szukamy na zewnątrz, nigdy w sobie. Mamy wrodzoną skłonność do racjonalizowania sobie własnych grzeszków, tak już jesteśmy skonstruowani. Najlepiej widać to na drogach. Wepchnąłeś się bezczelnie na sąsiedni pas? Wina chama, który tym pasem jechał. Jakby cię kulturalnie wpuścił, nie zajechałbyś mu drogi. Olewasz pieszych czekających przed przejściem, aż ktoś łaskawie się zatrzyma? Po pierwsze powinni nosić odblaski, bo słabo ich widać nawet w środku słonecznego dnia, a po drugie przecież ty spieszysz się do pracy, a oni na pewno idą o 7 rano na spacer albo do kina. Siedzisz komuś na zderzaku przez kilka kilometrów? A bo się wlecze łajza jedna. Itd., itp. etc. 
 
Tak samo było z fotoradarami stawianymi przez straż miejską. Wszyscy jak jeden mąż psioczyli, że to maszynki do robienia pieniędzy, że nie o bezpieczeństwo, a o łatanie gminnych budżetów w tym wszystkich chodzi i że w ogóle to skandaliczne dojenie Bogu ducha winnych kierowców. Pewnie w tych tłumaczeniach było ziarno prawdy. Pewnie rzeczywiście część samorządów robiła na fotoradarach niezły biznes. To jednak nie zmienia faktu, że gdy ktoś jedzie zgodnie z przepisami, żaden fotoradar krzywdy mu nie zrobi. Ten fakt trudno jednak zaakceptować. Wówczas trzeba byłoby przyznać przed samym sobą, że mandat to nie wina opresyjnego państwa i bezdusznej biurokracji, ale skutek własnej głupoty i braku wyobraźni. 
 
Koniec końców politycy pod wpływem świętego oburzenia drogowych niewiniątek, w 2015 roku odebrali straży miejskiej prawo do stawiania fotoradarów. „Za” głosowali posłowie wszystkich partii. I dla ówczesnych rządzących, i dla opozycji była to świetna okazja na nabicie paru punktów przed zbliżającymi się wyborami. Tanim kosztem, bez konieczności przejmowania się skutkami.
 
A te skutki są niestety fatalne. Właśnie opublikowano wyniki raportu na ten temat sporządzonego przez Instytut Transportu Drogowego dla Krajowej Rady Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego. Okazuje się, że w miejscach, w których zlikwidowano fotoradary, liczba wypadków wzrosła o 10 proc., rannych o 12 proc., a zabitych o 6 proc. W miesiącach letnich, gdy noga na pedale gazu jest znacznie cięższa niż w innych porach roku, wypadków było więcej o 24 proc. 
 
I co teraz? Ano pewnie nic. W przyszłym roku są wybory samorządowe, za dwa lata parlamentarne. Konia z rzędem temu, kto znajdzie polityka gotowego do przywrócenia fotoradarów w takim okresie. 
 
I właśnie to jest w tym wszystkim najsmutniejsze. Trudno mieć pretensje do ludzi, że psioczą na fotoradary i nie lubią dostawać mandatów. Człowiek jest tylko człowiekiem. Pełnym słabości, które bardzo trudno przezwyciężyć. Z tym, że właśnie dlatego cywilizacja wymyśliła coś takiego, jak demokracja przedstawicielska. W zamyśle społeczeństwo wybiera najlepszych i najmądrzejszych spośród siebie, aby ci sprawowali władzę w imieniu ogółu. Dla dobra wspólnego, a nie własnych korzyści. Tyle teorii. W praktyce liczą się słupki w sondażach, które nawet najmądrzejszego polityka są w stanie skłonić do podejmowania najgłupszych decyzji. I czyja to wina? Polityk też człowiek, nie przyzna się, że jego. W razie czego zawsze może powiedzieć, że winni są poprzednicy. 
 
Trzeci z Czwartą;)
 

Dodaj komentarz