Solidar Śląsko Dąbrow

Czego, pytam grzecznie

Alpinista zapytany, po co wchodzi na górskie szczyty, odpowie: „bo one są”. A co powie zwykły człowiek, któremu przyszła do głowy górska wycieczka, a który na co dzień z górami ma tyle wspólnego co chińskie ciupagi sprzedawane na Krupówkach? Tutaj możliwości są trzy. Na starcie, gdy jego mózg przez nadmiar świeżego powietrza chwilowo zmienia się w oscypek, będzie pewnie ględził zadowolony i pełen zapału o pięknych widoczkach, oderwaniu się od szarej codzienności i tym podobnych bzdurach. Mniej więcej w środku podejścia, kiedy zwykła zadyszka powoli przechodzi w stan przedzawałowy, zapytany o to samo, wycharczy resztkami tchu kilka słów nie nadających się do druku. Dostanie się przewodnikowi, który obiecywał, że trasa będzie łatwa. Oberwie żona, która biedaka na wypad w góry namówiła, no i teściowa, która została co prawda w domu, ale jej i tak się należy niejako z urzędu. Gdy wreszcie nieborak pod koniec dnia doczłapie się do końca szlaku, lepiej nie pytać go już o nic, bo można podzielić los meksykańskich marynarzy, którzy na gdyńskiej plaży zamiast bursztynów i muszelek znaleźli kibiców chorzowskiego Ruchu.

Na szczycie każdej góry jest jednak schronisko, kawałek ziemi obiecanej, w którym każdy niedzielny turysta znaleźć może odpoczynek dla obolałych kończyn, pokrzepić ciało kwaśnicą i znieczulić umysł herbatą z prądem. Jednym słowem zaznać przed dalszą mordęgą odrobiny cywilizacji i gościnności. Tak się przynajmniej mieszczuchowi wydaje. Gdy już do schroniska dotrze okazuje się, że do jedzenia może dostać jajecznicę na margarynie za 15 złotych, do picia wodę mineralną z supermarketu za dychę, a za ladą zamiast rumianej Maryny niczym ta z filmowego Janosika, stoi starsza pani, która na słowa „dzień dobry” odpowiada grzecznie „czego?”.

Pani ze schroniska podobnie jak polscy politycy wie, że nie musi się starać. Zarówno ona na swojej górze, jak i oni w swoim Sejmie, mają władzę absolutną, bo mają monopol. Jak już zdecydowałeś się wejść na daną górę czy zagłosować na konkretną partię, to ani w połowie drogi na szczyt, ani w połowie sejmowej kadencji zdania zmienić nie da rady. Wtedy twoje zdanie nikogo nie obchodzi. Niby możesz następnym razem wybrać trasę do innego schroniska, albo zagłosować na konkurencyjne ugrupowanie, ale szanse, że coś się zmieni, są raczej niewielkie. Nadmiar władzy ma to do siebie, że każdego psuje tak samo mocno i równie szybko.

Właścicielom górskich schronisk monopolu raczej nie odbierzemy. Możemy co najwyżej spakować do plecaka więcej kanapek i podziękować im za jajecznicę w cenie schabowego. Za to monopolistów z Wiejskiej da się skutecznie zmusić do podzielenia się władzą z obywatelami. Trzeba tylko zamiast na wycieczkę w Beskidy 14 września pojechać do Warszawy i zawalczyć o odzyskanie wpływu na to, co się dzieje w naszym kraju.

Trzeci z Czwartą:)

Dodaj komentarz