Solidar Śląsko Dąbrow

Coś dla nikogo

W pewnym mieście był sobie park. Zaniedbany, i owszem, ale nie całkowicie. Wrażenie zaniedbania wynikało raczej z widoku olejnej farby, którą pomalowano ławki, a przede wszystkim asfaltowej nawierzchni części alejek, wybrzuszonej korzeniami drzew. Mimo tego nie odstraszał. Przeciwnie. Popołudniami i w dni wolne park pulsował życiem.

Szkraby na czterech, bądź już nawet dwóch kółkach rozpoczynały swoją przygodę z rowerami. Właściciele psów robili w alejkach kilometry rekompensaty dla swoich pupili za całodzienne więzienie w blokowiskach. Były, rzecz jasna, ławeczki emeryckie, szachowo-karciane, konsumpcyjne oraz zakochanych. Jak w każdym parku. Jesienią dzieci zbierały kasztany i żołędzie na zajęcia przedszkolno-szkolne oraz liście różnokolorowe, które później trafiały do wazonów i między kartki książek. Atrakcją dla maluchów było karmienie prawie oswojonych wiewiórek orzechami.

Mógłbym oczywiście zapytać ze starczym wyrzutem: „I komu to przeszkadzało?”. Ale przecież wszyscy wiemy, że w gruncie rzeczy nikomu to nie przeszkadzało. Po prostu, zwyczajnie, po ludzku, ktoś, czyli samorządowi włodarze, postanowili to ulepszyć. Żeby było ładniej, coś nowego, no i oczywiście, żeby mieć się czym pochwalić przed kolejnymi wyborami. I, jak to często niestety bywa, co się polepszy, to się popieprzy. Padło hasło modernizacji i zaczęto przekuwać je w czyn. W ramach czynu park zamknięto. Spacerowicze zza płotu obserwowali postępy prac. Wiewiórki z koron drzew śledziły intruzów. Początkowo wyglądało to nawet zachęcająco. Tu wyprostowano, tam poprawiono, coś posadzono. Pandemia przyhamowała prace. W końcu jednak park został ponownie otwarty. Ale nie dla dla wszystkich, lecz właściwie wyłącznie dla zwiedzających. Okazało się, że to już nie jest park dla starych ludzi, dla rodzin z dziećmi jeżdżącymi na rowerkach i hulajnogach, dla właścicieli psów. To jest park dla wąskiej grupy osób, które przybędą tu pozachwycać się sobą, jak bardzo potrafią zachwycać się ukazaną w tym miejscu bioróżnorodnością (ta unijna zielona nowomowa przyprawia o ból zębów). W praktyce park dla nikogo, bo ileż razy można z własnej, nieprzymuszonej woli i w nabożnym skupieniu oglądać tę samą plenerową dekorację i zestaw oczek wodnych. Na prawo sadzonka dębu z 2020 roku, na lewo rok młodsze źdźbło kostrzewiny czerwonej kępowej. A był park dla ludzi…

Felieton ów ilustruję zdjęciem, które samo w sobie jest śmieszne i straszne zarazem. To nie jest fotomontaż. Taka tablica wisi na bramie niegdyś ogólnodostępnego parku. Jedna z osób oceniających na fb owo miejsce po przebudowie napisała, że brakuje tylko zakazu wejścia emerytom i dzieciom w wieku przedszkolnym. Proponuję włodarzom miasta taki zakaz rozważyć. Jeśli ludzie się dostosują, to może już za sto lat wyrośnie w tym parku Puszcza Białowieska.

Jeden z Drugą;)