Solidar Śląsko Dąbrow

Co może czytać pracownik Nexteer

Ciąg dalszy dziwnych zwolnień w Nexteer Automotive Poland. Po przewodniczącym zakładowej Solidarności Grzegorzu Zmudzie, wyrzucono z pracy kolejnego pracownika tym razem za to, jak twierdzi, że czytał związkowy tygodnik. Dziennikarzowi Tygodnika Śląsko-Dąbrowskiego NSZZ Solidarność nie udało się uzyskać odpowiedzi na pytanie, czy dobór lektur przez pracowników jest jednym z kryteriów oceny pracy zatrudnionych w Nexteer. Władze firmy odmówiły mu komentarza na temat całej sprawy.

W poniedziałek pan Jacek Pawłowski przyszedł punktualnie do pracy, po odbiciu karty i odprawie włączył maszynę, którą obsługuje i czekając aż urządzenie się „rozgrzeje”, wziął do ręki leżący obok numer Tygodnika Śląsko Dąbrowskiego NSZZ Solidarność. – Maszyny, na których pracujemy, po włączeniu muszą się „rozgrzewać” przez ok. pół godziny, nim można rozpocząć produkcję. W tym czasie nie mamy w zasadzie nic do roboty i kierownicy o tym wiedzą. Nikomu nigdy nie przeszkadzało, że ktoś czytał gazetę czekając na rozgrzanie maszyny. Czytamy wtedy różne gazety i czasopisma, a nawet biuletyny wydawane przez zarząd firmy – mówi Jacek Pawłowski.

Tym razem było inaczej. Jak przekonuje pan Jacek, problemem dla przełożonych nie był fakt, że czytał gazetę, lecz to, że była to gazeta związkowa. – Zacząłem czytać Tygodnik nie zwracając nawet uwagi, co to za gazeta. Po chwili podszedł do mnie kierownik i kiedy zobaczył, że czytam związkowe pismo, powiedział: „Przecież wiesz, że jest zakaz czytania takich rzeczy”. Poinformował mnie, że będę musiał napisać notatkę służbową. Odmówiłem, bo uważam, że nie zrobiłem nic złego. Nie sądziłem, że z powodu takiej błahostki mogę mieć jakieś problemy – opowiada Jacek Pawłowski.

Po kilkudziesięciu minutach pan Jacek został wezwany do działu kadr. – Pani kadrowa wręczyła mi wypowiedzenie. Kiedy zapytałem o powód, powiedziała, że chodzi o czytanie związkowej gazety – relacjonuje zwolniony.

Przed biurem działu kadr na pana Jacka czekało czterech ochroniarzy, którzy poinformowali go, że musi natychmiast opuścić zakład. – Poczułem się jakbym był przestępcą. Jestem rozgoryczony. Zawsze byłem solidnym pracownikiem, przychodziłem na nadgodziny, często pracowałem kilkanaście dni bez przerwy. W tym roku dostałem dwie nagrody. Przełożeni nie skarżyli się na mnie, a teraz odpłacono mi taki sposób – żali się Jacek Pawłowski.

Pan Jacek podkreśla, że takie traktowanie pracowników w tyskiej firmie powoli staje się normą. – Od czasu strajku i zwolnienia Grzegorza Zmudy w zakładzie jest coraz gorzej. Atmosfera jest fatalna. Pracownicy boją się cokolwiek powiedzieć, bo ciągle straszy się ich zwolnieniami. Boją się nawet rozmawiać między sobą, żeby ktoś nie doniósł dyrekcji. Dostaliśmy zakaz czytania jakichkolwiek materiałów związkowych. Ochroniarze, kiedy znajdą jakieś ulotki czy gazety Solidarności, zbierają je i wyrzucają do kosza – dodaje.

Kierownictwo tyskiej spółki nie chce komentować całej sprawy. – Polityka personalna Nexteer Automotive Poland nie zakłada w tego typu sytuacjach komentowania bezpośrednich relacji na linii pracownik-firma, o ile nie dotyczą one osób pełniących szczególne, dodatkowe funkcje, jak np. przewodniczący związków zawodowych – powiedział Piotr Dembiński z biura prasowego Nexteer.

Pan Jacek zapowiada, że o swoje prawa będzie walczył w sądzie. Jutro o 10.30 w Wydziale Pracy i Ubezpieczeń Społecznych Sądu Rejonowego w Tychach odbędzie się pierwsza rozprawa w sprawie Grzegorza Zmudy, przewodniczącego zakładowej Solidarności, którego zwolniono z pracy, argumentując wypowiedzenie m. in. tym, że podczas legalnego strajku ostrzegawczego w tyskiej firmie używane były trąbki i gwizdki.
 

Dodaj komentarz