Co innego deklarują, co innego robią
Co innego deklarują, co innego robią. Jedni i drudzy. Ci i tamci. Poprzednia koalicja rządząca przez trzy lata nie potrafiła doprowadzić do notyfikacji w Komisji Europejskiej Umowy Społecznej dotyczącej transformacji górnictwa i województwa śląskiego. Mimo gorących deklaracji i solennych zapewnień. Obecnie rządzący chyba postanowili pokonkurować z poprzednikami w mydleniu oczu mieszkańcom naszego regionu.
Owszem, minister przemysłu Marzena Czarnecka dość szybko odpowiedziała na wniosek sygnatariuszy umowy o zorganizowanie spotkania. Otrzymała go pod koniec lutego i już w połowie marca odbyły się rozmowy. Przedstawiciele strony społecznej usłyszeli deklarację, że treść umowy nie wymaga zmiany, a potrzebna jest jedynie korekta wniosku notyfikacyjnego. Minęło pół roku, a notyfikacji jak nie było, tak nie ma. W lipcu do rządzących trafił kolejny wniosek strony związkowej o zorganizowanie spotkania sygnatariuszy umowy. Tym razem kierowany do premiera oraz szefów trzech resortów, sygnatariuszy umowy po stronie rządowej. Odpowiedzią na to pismo była informacja, że takie spotkanie zostanie zorganizowane. Miała je zorganizować minister przemysłu. Planowana data to 27 września w Katowicach. Na kilka dni przed zostało odwołane. To z jednej strony pokazuje, że sprawczość pani minister w tym rządzie jest znikoma, z drugiej zaś to tylko kolejny dowód, że ten rząd nie zamierza się z umowy społecznej wywiązać, tylko ją storpedować. Resort klimatu nawet nie udaje, że jest inaczej, a zarząd PGE ma polityczne przyzwolenie na lekceważenie zapisów umowy społecznej. Miał je zresztą zarząd tej firmy w innej konfiguracji osobowej za rządów PiS. Mam tu na myśli Elektrownię Rybnik. Umowa społeczna przewiduje, że zakład będzie działa co najmniej do 2030 roku. Prezes zarządu PGE w czasach rządów PiS podjął decyzję, że rybnicka elektrownia zostanie zamknięta znacznie wcześniej. Zarząd powołany za rządów KO zdecydował, że Elektrownia Rybnik skończy produkować prąd w 2025 roku. I tu już nie chodzi o ustne obietnice, ale o podpisy rządzących, o gwarancje, których w imieniu rządu RP udzielają. I gdy potem się słyszy, jak grzmią o honorze, o wartościach najwyższych oraz o tzw. zwykłej przyzwoitości, to człowiek ma ochotę roześmiać im się w twarz. Czekamy na narrację, że to nie oni są winni, lecz krnąbrni prezesi państwowej spółki, którzy im się postawili.
Dominik Kolorz