Solidar Śląsko Dąbrow

Co dalej z Hutą Katowice?

Bez akceptacji organizacji związkowych i z mnóstwem pytań bez odpowiedzi – tak wygląda sposób wprowadzenia kolejnego programu dobrowolnych odejść w ArcelorMittal Poland. Zwolnienia potrwają do końca roku i obejmą ok. 1 tys. pracowników. – Zarząd spółki nie przedstawił ekonomicznego uzasadnienia konieczności zwolnienia tak dużej grupy pracowników – mówi Jerzy Goiński, przewodniczący Solidarności w AMP.  Brak przesłanek ekonomicznych do wprowadzenia programu to pierwszy, ale nie najpoważniejszy zarzut związkowców względem zarządu AMP. Najwięcej kontrowersji budzi brak klarownych zasad typowania ludzi do odejść.

W pierwszej kolejności mają być zwalniane osoby, które posiadają lub nabędą uprawnienia do świadczenia przedemerytalnego oraz posiadają lub w ciągu 48 miesięcy nabędą uprawnienia do emerytury  W regulaminie wprowadzonym jednostronnie przez zarząd spółki znalazł się zapis mówiący o tym, że za kryteria doboru do zwolnienia pracodawca przyjął między innymi: likwidację stanowiska pracy uniemożliwiającą dalsze zatrudnienie, kompetencje pracowników, jakość świadczonej pracy oraz nieprzestrzeganie zasad współżycia społecznego. – Takie zasady doboru pracowników do zwolnień są nie do zaakceptowania – dodaje Goiński.

Związkowcy cały czas powtarzają jedno pytanie: Czy program dobrowolnych odejść ma charakter wymiany pokoleniowej, czy może jest krokiem do dalszego ograniczania produkcji? Ich zdaniem, gdyby miał zostać potraktowany jak wymiana pokoleniowa wówczas na miejsca odchodzących pracowników należałoby przygotowywać nowych, a nic takiego się nie dzieje. – Będą odchodzić pracownicy z wieloletnim stażem przede wszystkim z kluczowych stanowisk technologicznych, a na ich miejsce nie ma nowych. To budzi poważny niepokój dotyczący przyszłości firmy – zaznacza przewodniczący zakładowej Solidarności. Podkreśla, że redukcje etatów są planowane we wszystkich zakładach ArcelorMittal w Europie, ale w Polsce ich skala jest największa. – W Polsce najłatwiej zwolnić pracownika – zaznacza Goiński.

AMP wciąż pozostaje największym producentem stali w Polsce. Jednak zdaniem zarządu trudności ekonomiczne spółki wynikają przede wszystkim z rosnących kosztów produkcji, między innymi cen energii elektrycznej dla odbiorców przemysłowych. Natomiast zdaniem związkowców, nożem w plecy dla firmy jest brak jakichkolwiek działań strony rządowej chroniących polski rynek. Przykładem może być niedawna budowa stadionów na Euro 2012 kiedy to rosnący popyt na stal zaspokajano stalą z importu. Dodatkowo podczas kryzysu, który był widoczny w 2008 roku inne europejskie koncerny AM produkowały na ok. 90 proc. swoich możliwości, a moce produkcyjne w Polsce zostały wykorzystane zaledwie w 70 procentach. – To oznacza, że inne kraje europejskie potrafią chronić swój rynek. My niestety nie – zauważa szef związku.

 

Dodaj komentarz