Chcemy żyć w normalnym, europejskim kraju
Kim był Andrij Gabrov przed Majdanem?
– To nie był mój pierwszy Majdan. Uczestniczyłem też w protestach w czasie Pomarańczowej Rewolucji. Mieszkam w Kijowie, prowadzę dwa sklepiki z dziecięcymi ubrankami, mam żonę i dwoje dzieci. W listopadzie zadzwonił do mnie kolega i powiedział: „Andrij, zaczęło się. Trzeba tam iść”. Ja byłem i jestem normalnym człowiekiem, podobnie jak inni ludzie na Majdanie. Nigdy nie myślałem, że w XXI wieku w środku Europy będę musiał tak z bliska patrzeć śmierci w oczy i nosić na rękach ciała młodych chłopaków, którzy zginęli z rąk Berkutu.
Mówi pan, że Majdan to zwykli, normalni ludzie. A politycy? Ich również nie brakowało na scenie przez te wszystkie miesiące…
– Majdan to jest naród Ukrainy. To są zwykli ludzie z zachodu i wschodu kraju, mający 17 i 70 lat. Politycy sami o sobie powiedzieli, że są liderami Majdanu, ale wszyscy wiedzą, że tak nie jest. Oni umieją fajnie przemawiać ze sceny i tyle. Jak Berkut zaczął strzelać, to ginęli prości Ukraińcy, a nie politycy.
Skąd w tych zwykłych ludziach wzięła się ta nieprawdopodobna determinacja?
– Po 70 latach klęczenia przed Rosją na kolanach miarka się przebrała. Po prostu mieliśmy już dość. Ukraińcy jeżdżą na Zachód. Widzą, jak tam żyją ludzie. W pewnym momencie każdy zadał sobie pytanie: jak i w jakim państwie ja chcę żyć. Stwierdziliśmy, że Ukraina zasługuje na lepszą władzę, na wolność. Ukraina dzisiaj jest już wolna od rosyjskiej zależności, ale przed nami jeszcze dużo roboty. Dzisiaj jesteśmy gotowi do tego, żeby zacząć budować nowe państwo. Jeżeli każdy z nas coś zrobi, to te zmiany nastąpią. Z kolei jeżeli każdy będzie patrzył, żeby inni zrobili to za niego, to nic z tego nie wyjdzie i nic się nie zmieni.
Jaka ma być ta nowa Ukraina?
– Przede wszystkim wolna i wybudowana przez mieszkańców Ukrainy, nie tylko Ukraińców. W naszym kraju mieszkają ludzie różnych narodowości, nikt nie ma prawa powiedzieć: Ukraina dla Ukraińców. Nie. Ukraina ma być normalnym, europejskim krajem, gdzie nie ma lepszych i gorszych, gdzie wszyscy mają równe prawa. Chcemy też być częścią Unii Europejskiej. Unia to jest wolność, to jest zniesienie granic. Jednak na Ukrainie nikt nie myśli, że jeżeli jutro wstąpimy do UE, to pojutrze będzie u nas raj. Nie możemy dopuścić do tego, żeby Unia potraktowała nas jak rynek zbytu. Nie może być tak, że przyjdzie Unia i powie: słuchajcie. musicie zamknąć wszystkie wasze fabryki, kopalnie, bo my chcemy tu sprzedawać swoje produkty. To nie ma być tak, że gdy w Kijowie pójdę do sklepu po mleko, to będę mógł kupić tylko mleko np. holenderskie, a nie ukraińskie. Powinienem móc kupić mleko i z Ukrainy, i z Holandii, Polski czy Niemiec, i sam wybrać, które mi bardziej odpowiada. Jeżeli nam uda się utrzymać własną gospodarkę, to wtedy dopiero będziemy mieli w pełni wolny kraj.
Nie boicie się, że politycy wam tę nową Ukrainę zepsują?
– Wiemy, że musimy uważać i pilnować polityków. Politycy dzisiaj muszą zdawać sobie sprawę, że już nie będzie tak, jak wcześniej. Każdy z nich musi wiedzieć, że to ludzie dali mu władzę, że to ludzie płacą mu pensję ze swoich podatków, że politycy są dla narodu, a nie odwrotnie. Jeżeli polityk się nie sprawdzi, to naród musi mieć możliwość odwołania go z zajmowanego stanowiska. Majdan będzie stał do majowych wyborów, bo Ukraina musi wrócić do normalnego rytmu życia. Ale on nigdy tak naprawdę nie zniknie. Dzisiaj na Ukrainie 30 tys. ludzi można zebrać w ciągu dwóch godzin.
Jak dzisiaj wygląda Majdan? Ludzie cieszą się ze zwycięstwa? Obawiają się dalszych aktów agresji ze strony Rosji?
– To przede wszystkim wielki smutek. Majdan jest dzisiaj jak cmentarz. Wszędzie płoną znicze i leżą kwiaty. Gdzie nie pójdziesz, trafisz na miejsce, gdzie zabito człowieka. Tam młodzi ludzie oddali życie za wolność. To kładzie na nas wielką odpowiedzialność. My musimy zmienić Ukrainę nie tylko dla siebie, ale też dla tych bohaterów. To jest nasz obowiązek wobec nich.
Z Andrijem Gabrovem, wiceszefem Samoobrony Majdanu rozmawia Łukasz Karczmarzyk