Solidar Śląsko Dąbrow

Cena surowców energetycznych z Rosji jest ustalana politycznie

Jak duża część importowanego do Polski gazu i ropy naftowej pochodzi z Rosji?
– Polskie rafinerie przerabiają około 25 mln ton ropy naftowej rocznie, z czego ponad 90 proc. stanowi import z Federacji Rosyjskiej. Z kolei jeżeli chodzi o gaz ziemny, to mamy długoletni kontrakt jamalski, który przewiduje zakup tego surowca od Rosjan na poziomie ok. 10-11 mld m3, gdy całkowite roczne zużycie gazu w Polsce, to ok. 14 mld m3. Sami wydobywamy około 4 mld m3
 
W związku z tym, jaki wpływ na bezpieczeństwo energetyczne naszego kraju może mieć napięta sytuacja na Ukrainie? 
– W przypadku ropy naftowej znajdujemy się w relatywnie komfortowej sytuacji. Mamy naftoport w Gdańsku posiadający dużą zdolność przeładunkową, zatem w razie zatrzymania dostaw ropociągiem Przyjaźń, istnieje techniczna możliwość zaopatrzenia zarówno gdańskiej, jak i płockiej rafinerii z morza. W przypadku zakłóceń dostaw rosyjskiej ropy sytuacja jest więc do opanowania. 
 
Czy w przypadku gazu jest podobnie?
– Niestety nie. Rosyjski gaz płynie do Polski trzema drogami: gazociągiem przez przejście w Drozdowicach na granicy z Ukrainą, gazociągiem Jamał oraz gazociągiem, który wchodzi do Polski w okolicach miejscowości Wysokoje na Białorusi. Jeżeli zdarzyłoby się, że ze względów politycznych, technicznych czy jakichkolwiek innych gaz przestałby płynąć przez Ukrainę, to przy dobrej woli strony rosyjskiej można ten gaz dostarczyć gazociągami przebiegającymi przez Białoruś. Ich przepustowość daje taką techniczną możliwość. 
 
A jeżeli przesył gazu przez Białoruś również przestałyby funkcjonować?
– W takiej sytuacji możemy mieć do czynienia z dwoma scenariuszami. Pierwszy to taki, że Rosja nadal tłoczy gaz przez Gazociąg Jamalski do Europy Zachodniej, ale nie do nas. Wtedy przy dobrej woli Niemiec mamy możliwość pozyskania gazu z Gazociągu Jamalskiego na zasadzie tzw. wirtualnego rewersu. Operacja ta polega na tym, że kupujemy od Niemców część przeznaczonego dla nich rosyjskiego gazu i odbieramy ten gaz we Włocławku i Lwówku. W ten sposób jednak jesteśmy w stanie pozyskać jedynie 5,5 mld m³ gazu, takie są możliwości techniczne. Tak więc w dalszym ciągu brakowałoby nam w bilansie ok. 5 mld m³ gazu. Planowane zwiększenie możliwości odbioru we Włocławku poprawi nieco tą sytuację.
 
A drugi scenariusz?
– To sytuacja, w której Gazociąg Jamalski w ogóle przestaje funkcjonować i gaz nie płynie ani do nas, ani do zachodniej Europy. Wtedy moglibyśmy fizycznie sprowadzić gaz z Niemiec, oczywiście pod warunkiem, że Niemcy by ten gaz miały i chciały nam go sprzedać. Techniczna możliwość fizycznego rewersu stanie się faktem od kwietnia. Jednak i w tym przypadku z powodu ograniczeń technicznych przy odbiorze gazu w Lwówku i Włocławku, zabrakłoby nam ok. 5 mld m³ gazu, którego nie mielibyśmy skąd pozyskać. Tę lukę byłby w stanie zapełnić gazoport w Świnoujściu, ale jego budowa się opóźnia. 
 
Dlaczego tak się dzieje? Według pierwotnego harmonogramu realizacji tej inwestycji, gazoport już od dawna powinien funkcjonować…
– Niestety rząd Donalda Tuska po przejęciu władzy wstrzymał wszystkie prace i decyzje dotyczące tej inwestycji. Szkoda, bo według pierwotnych planów rządu Prawa i Sprawiedliwości inwestycja w Świnoujściu miała zostać zakończona pod koniec 2012 roku! Po jakimś czasie na szczęście powrócono do tego projektu. Według harmonogramu przyjętego przez rząd PO gazoport miał być gotowy w połowie 2014 roku, następnie przedłużono ten czas o 6 miesięcy. W tej chwili wiadomo, że również ten termin nie zostanie dotrzymany i to jest problem. Gdybyśmy dzisiaj mieli gazoport, nie musielibyśmy się martwić o dostawy gazu w związku z konfliktem na Ukrainie. W kategoriach strategicznych gazoport rozwiązałby problem uzależnienia Polski od rosyjskiego gazu. Wtedy można by z zupełnie innej pozycji i w innych warunkach rozmawiać z Rosjanami. 
 
Rosjanie bez oporów korzystają ze swojej monopolistycznej pozycji wobec wielu krajów europejskich. Groźba zakręcenia kurka z gazem jest zazwyczaj bardzo skuteczna. Jednak czy Rosję dzisiaj rzeczywiście stać na jej spełnienie?
– To dobre pytanie. Rosjanie mogą stosować ten nacisk np. wobec Ukrainy, ale nie mogą pozwolić sobie na rezygnację ze sprzedaży węglowodorów dlatego, że to jest główne źródło przychodów rosyjskiego państwa. Kremlowi udaje się wykorzystywać czasem eksport gazu czy ropy naftowej w celach wywierania politycznej presji tylko dlatego, że odbiorcy w Europie nie potrafią wystąpić jako jeden zwarty blok w tej rozgrywce.
 
Czy sposobem na przełamanie monopolu Rosji może być import do Europy skroplonego gazu łupkowego z USA?
– Kilka dni temu ambasadorowie państw Grupy Wyszehradzkiej wysłali list do liderów Kongresu USA, w którym zaapelowali o przyspieszenie eksportu do Europy Środkowej-Wschodniej amerykańskiego gazu. Ten eksport najprawdopodobniej zostanie uruchomiony. Ze względów technicznych może to nastąpić najwcześniej w drugiej połowie 2015 roku, jest to jednak zupełnie realna perspektywa. Amerykański gaz z łupków jest o wiele tańszy od gazu sprowadzanego z Rosji. To z jednej strony szansa na znaczące obniżenie kosztów dla europejskiej gospodarki, a z drugiej przełamanie monopolu Gazpromu. Amerykanie w rozgrywce z Rosją dość nieoczekiwanie otrzymali bardzo poważne narzędzie gospodarczego i politycznego wpływu.
 
Wracając do Polski, czy ewentualny rozwój energetyki gazowej w Polsce oznaczałby odejście od energetyki opartej na węglu?
– Oczywiście, że nie. Mamy swój własny węgiel kamienny i brunatny, które powinny pozostać fundamentem polskiej energetyki. Problemem jest zwiększenie efektywności śląskich kopalń, aby wydobywany w nich węgiel mógł konkurować nie tylko z węglem sprowadzanym z zagranicy, ale również z tym wydobywanym na Lubelszczyźnie. 
 
Środowiska górnicze skarżą się, że polski rynek jest zalewany rosyjskim węglem niskiej jakości, sprzedawanym po dumpingowych cenach. Na dodatek surowiec ze wschodu nie jest obłożony jakimkolwiek cłem.
– Należy pamiętać, że cena surowców energetycznych pochodzących z Rosji nie wynika z jakiejkolwiek ekonomicznej analizy. To jest cena ustalana politycznie. Niestety z poziomu kraju członkowskiego mamy niewielki wpływ na politykę celną UE. To jest w gestii Brukseli. Możemy jednak postulować nałożenie cła na węgiel sprowadzany do Unii spoza jej obszaru. To jest otwarty problem i propozycja jak najbardziej do rozpatrzenia. 
 
Import rosyjskiego węgla to jedno, a drugie to unijna polityka klimatyczna. W marcu Rada Europejska ma się zająć tzw. drugim pakietem klimatyczno-energetycznym. Zawarte w nim rozwiązania niosą potężne zagrożenie dla przyszłości polskiego węgla…
– Tak. To trzeba powiedzieć jasno i bez ogródek. Proponowane przez Komisję Europejską zwiększenie celu redukcyjnego emisji CO2 do 40 proc. jest dla Polski po prostu nie do przyjęcia. Rada Europejska jest gremium, gdzie można te rozwiązania zawetować i polski premier ma obowiązek to właśnie uczynić. 
 
Do niedawna wydawało się, że dotychczasowa polityka klimatyczno-energetyczna UE musi się załamać. Coraz większa liczba unijnych polityków zaczęła dostrzegać, że prowadzi ona do obniżenia konkurencyjności europejskiej gospodarki…
– W tej chwili w Europie, także w samej Komisji Europejskiej trwa dyskusja pomiędzy tymi, którzy upierają się przy kontynuowaniu tej zabójczej dla europejskiej gospodarki polityki klimatycznej, a tymi, którzy widzą zagrożenia z niej wynikające i dążą do ograniczenia jej skutków. Z polskiego punktu widzenia, ta druga grupa jest naszym sojusznikiem i miejmy nadzieję, że ten rodzący się zdrowy rozsądek zacznie być dominujący.
 
Z Piotrem Naimskim, ekspertem ds. bezpieczeństwa energetycznego i posłem PiS rozmawiał Łukasz Karczmarzyk
 

Dodaj komentarz