Budują gniazda za granicą


Ogólnopolskie liczenie bocianów przyniosło smutne wyniki. Populacja tych ptaków w Polsce w ciągu dekady spadła o 1/5. Na Śląsku o blisko 1/3. Coraz więcej boćków uznaje, że nie ma tu po co wracać. Według poprzedniego spisu z 2004 roku, roku uniowstąpienia, w Polsce żyło 52 tys. par bocianów. Szczyciliśmy się, że co piąty bocian na świecie jest Polakiem. Już tak niestety nie jest.
Zważywszy na fakt, że liczebność bociana spada od momentu otwarcia granic, można by przypuszczać, że poleciały gniazdować do Londynu, Dublina, Dortmundu czy Oslo, ale boćki nie latają w poszukiwaniu pracy, a do przekraczania granic nie potrzebują ani paszportów, ani dowodów osobistych ze zdjęciem biometrycznym. Takie formalności mają głęboko w kuprze. Dla nich ważna jest lokalizacja gniazda. Żeby było bezpiecznie, a w pobliżu duża stołówka w postaci łąk, pastwisk, pól uprawnych i terenów podmokłych. W związku z tym, że takich miejsc jest w Polsce coraz mniej, to i bocianów ubywa. Zależność jest prosta jak dziób bociana, związek przyczynowo-skutkowy oczywisty.
Pamiętam te wieloletnie narzekania, że Polacy są mało mobilni, że nie chcą się przenosić w poszukiwaniu pracy na drugi koniec Polski, że nie rozumieją wymogów nowoczesnego (hi,hi,hi) rynku pracy. Cała ta gadanina była nic nie warta. Polacy po prostu umieją liczyć. Załóżmy, że mieszkaniec Pierdziszewa Dolnego zarabia 1,5 kilo, ale ma dach nad głową u rodziców oraz wyżywienie i opierunek, gdy nie starcza do pierwszego. Jaki sens mają dla niego przenosiny do Pierdziszewa Górnego, gdzie może dostanie kilo pieniędzy więcej, ale 1,5 kilo będzie musiał wydać na wynajem dachu nad głową? Żadnego.
Polacy byli i są mobilni. Od pokoleń jeździli po kraju w poszukiwaniu lepiej płatnej pracy, lepszych warunków życia, swojego własnego dachu nad głową. Tak zaludniał się Górnośląski Okręg Przemysłowy i inne duże ośrodki miejskie w całym kraju, ale też mniejsze miasta, w których powstawały fabryki i zakłady przemysłowe. Gdy ruszyła likwidacja przemysłu w Polsce, ziemiami obiecanymi zdawało się być parę miast, gdzie ten przemysł pozostał oraz potwornie brzydka i nieprzyjazna, ale dająca pracę Warszawa. Nie były to ziemie obiecane dla ludzi wszystkich profesji, ale części dawały nadzieję na lepsze życie. Jednak te źródełka też zaczęły wysychać.
Wstąpienie Polski do Unii Europejskiej, otwarcie granic i zastrzyki unijnych pieniędzy uratowały rządzący Polską establishment przed rewoltą. Ponad dwa miliony potencjalnych rewolucjonistów wyemigrowało poza granice Ojczyzny. Część co jakiś czas wraca do kraju, remontuje swoje gniazda, albo zakłada nowe, w stanie deweloperskim, ale coraz więcej osiada na dobre w pobliżu swoich nowych miejsc pracy, już nie w Polsce. Coraz więcej młodych Polaków szykuje się do wylotu w poszukiwaniu miejsc gniazdowania za granicą. I nie należy im się dziwić. Jest oczywistą oczywistością, że młodzi uciekają z Polski, bo w innych krajach mają dużo większe szanse, aby zrealizować swoje pisklęce marzenia – rozwinąć skrzydła i mieć własne gniazdo, wychować potomstwo. Dziwić się należy tym, którzy od lat niszczą polskie gniazdo, a potem ze zdumiewającym tupetem, bezczelnością i zakłamaniem opowiadają, że Polaków do emigracji pcha „ciekawość świata” – jak raczyła rzecz ocenić niedawno pewna posłanka PO. A jeszcze bardziej trzeba dziwić się tym, którzy te stada niesiołów krzykliwych i szejnfeldów pospolitych wybierają jako swoich przedstawicieli. Jakby nie widzieli, że to właśnie te ptaszki są główną przyczyną fali emigracji.
Jeden z Drugą;)