Brązowe krowy dają czekoladowe mleko


Czy kolor krowy wpływa na smak mleka? Okazuje się, że zdaniem niektórych jak najbardziej. Z badania przeprowadzonego za oceanem wynika, że 7 proc. dorosłych mieszkańców Stanów Zjednoczonych, jest przekonanych, że bardzo popularne w tym kraju czekoladowe mleko zawdzięczamy brązowym krowom. Brzmi to jak primaaprilisowy żart, ale to najszczersza prawda. Sami sobie sprawdźcie w internetach, jak nie wierzycie. 7 proc. Amerykanów to jakieś 17 mln ludzi. To tak jakby co drugi mieszkaniec naszego kraju wierzył, że słoninę robi się ze słonia, albo że bita śmietana pochodzi od krowy, której ktoś spuścił manto.
Straszne matołki z tych Amerykanów prawda? Od tego dobrobytu i objadania się hamburgerami już kompletnie im mózgi zlasowało. My jesteśmy dużo mądrzejsi, czyż nie? No właśnie nie jestem do końca przekonany. A im więcej oglądam telewizyjnych serwisów informacyjnych i czytam artykułów na tzw. poważnych portalach, tym bardziej moje przekonanie maleje.
Bez względu na to, po której stronie politycznej barykady dane medium się znajduje, jakieś trzy czwarte tzw. informacji politycznych traktuje o tym, jak to polityk z plemienia „x” „zaorał” lub „zmasakrował” oponenta z plemienia „y” i na odwrót. Pozostała jedna czwarta to opinie tzw. ekspertów z różnymi literkami przed nazwiskiem mówiące o tym, które „zaoranie” było lepsze i jak odbije się w sondażach wyborczych.
Mam już parę wiosen na karku i wiem, że prędzej napiję się czekoladowego mleka prosto od brązowej krowy, niż doczekam czasów, w których politycy będą pięknie spierać się na argumenty, i w najważniejszych sprawach zgodnie współpracować dla dobra ogółu. Polityka polega głównie na gadaniu, a jak już dwóch polityków umieści się w jednym studiu telewizyjnym to prędzej czy później ich gadanina przerodzi się w kłótnie. Taki jest naturalny porządek rzeczy. I wszystko byłoby okej, gdyby tylko kłócili się o coś, o cokolwiek konkretnego. Tymczasem od ładnych paru lat nie liczy się już to, o czym dany polityk mówi, tylko jak mocno kogoś „zaorał”. Tylko „zaoranie” zapewnia klikalność w internecie i oglądalność w TV, a w konsekwencji rozpoznawalność „oracza” i jego szanse na wyborczy sukces.
Co to ma wspólnego z Jankesami i ich nieznajomością tajników przemysłu mleczarskiego? Ano ma więcej niż mogłoby się wydawać. Oni może i wierzą, że brązowe krowy dają mleko o smaku czekolady. My za to wierzymy, że o wartości polityka decyduje głównie jego biegłość w nic nieznaczących pyskówkach.
Skutkiem nabiałowej ignorancji w najgorszym wypadku może być wstyd przed znajomymi. Nadmierna ekscytacja politycznymi pyskówkami niesie znacznie poważniejsze konsekwencje. To my nabijamy klikalność i oglądalność sejmowym „oraczom”. To my budujemy ich polityczne kariery oraz przekonanie, że jedyną receptą na wyborczy sukces jest bezustanna nawalanka. A potem ci wszyscy „oracze” i „masakratorzy” idą do Sejmu i naciskając guzik, decydują o tym, jak będzie wyglądać nasze życie. Chyba więc jednak są rzeczy głupsze, niż wiara w krowy dające czekoladowe mleko.
Trzeci z Czwartą:)