Solidar Śląsko Dąbrow

Bierzcie przykład ze Szwajcarów

Anno Domini 1474 w Bazylei odbył się głośny proces koguta oskarżonego o to, że zniósł jajko. Dopuszczenie się przez podsądnego czynu kogutom zabronionego potwierdzili świadkowie i opinia biegłych. Jako że z jaj złożonych nielegalnie przez mieszkańca kurnika płci męskiej wykuwają się bazyliszki, podsądny nie mógł liczyć na ułaskawienie, amnestię czy choćby wyrok w zawiasach. Prawomocnym wyrokiem sądu bez prawa apelacji nikczemny nielot został spalony na stosie.

Pomysł, aby ukatrupić koguta za rzekomą nielegalną produkcję nabiału niekoniecznie się Szwajcarom udał. Za to później kombinowali już znacznie lepiej. Wymyślili sobie neutralność, czekoladę w tabliczkach, najlepsze na świecie zegarki, zakaz handlu w niedzielę i mnóstwo innych ułatwiających życie wynalazków. Wykombinowali też, że demokracja działa najlepiej wtedy, gdy obywatele mają rzeczywisty udział w sprawowaniu władzy. W Szwajcarii o ważnych dla siebie sprawach ludzie decydują sami w referendach. Dzięki temu obywatele mają poczucie podmiotowości i odpowiedzialności za własny kraj, a politykom nie przewraca się w głowach od nadmiaru władzy.

W ostatnią niedzielę mieszkańcy Szwajcarii w referendum posłali na drzewo pomysł partii zielonych, aby VAT zastąpić podatkiem od nieodnawialnych źródeł energii takich jak ropa, węgiel czy gaz. Jak podobne pomysły potraktowano u nas, wszyscy doskonale pamiętamy. Politycy zdecydowali sami, a zdania obywateli nikt nie chciał słuchać. Nie pomogło tłumaczenie, że za ekologiczne wariactwa słony rachunek zapłaci gospodarka i społeczeństwo. Nie pomogły głosy naukowców mówiące, że obwinianie przemysłu o ocieplenie klimatu jest równie sensowne jak posądzanie koguta o zniesienie jajka. Szwajcarzy zachowali zdrowy rozsądek i nie pozwolili, aby w imię ekologicznych mrzonek ktoś zniszczył ich przemysł, odebrał im miejsca pracy i dwukrotnie podniósł cenę energii. U nas politycy wiedzą lepiej i bezmyślnie przyklepują kolejne wariactwa unijnej polityki klimatycznej.

U nas politycy wiedzą też lepiej od rodziców, co jest dobre dla dzieci. 5 marca głosami posłów PO i PSL Sejm odrzucił w pierwszym czytaniu obywatelski projekt ustawy przywracający rodzicom prawo wyboru, czy posłać dziecko do szkoły w wieku 6, czy 7 lat. Podpisy 300 tys. obywateli koalicja wyrzuciła do kosza bez mrugnięcia okiem. Podobnie zrobiła wcześniej z wnioskiem o referendum i z innym obywatelskim projektem w tej sprawie. Łącznie pod inicjatywami w sprawie obowiązku szkolnego dla sześciolatków podpisało się ponad 1,5 mln obywateli.

Politycy ten donośny głos społeczeństwa zignorowali. Nie wycofali się ze szkodliwej „reformy” edukacji, bo wówczas musieliby się przyznać do porażki, a na to szczególnie w roku wyborczym pozwolić sobie nie mogą. Za ich arogancję zapłacą maluchy, które będą siedzieć w nieprzystosowanych do ich potrzeb szkołach. Często do późnego wieczora, bo po tym jak polikwidowano znaczną cześć szkół, pozostałe muszą pracować na dwie zmiany. Zapłacą rodzice, którzy decyzji pań i panów posłów mogą się tylko podporządkować, zgrzytając zębami z bezsilności.

Cywilizowane kraje potrafiły ewoluować od systemu, który pali koguty na stosie w imię zabobonu, do ustroju, w którym obywatele traktowani podmiotowo mają decydujący głos, a politycy pełnią wobec nich służebną rolę. My wypracowaliśmy system, w którym w imię partyjnego interesu poświęca się dobro sześcioletnich maluchów.

Trzeci z Czwartą;)

 

Dodaj komentarz