Solidar Śląsko Dąbrow

Bieda w budżetówce

Pracujesz w budżetówce? Przypuszczalnie klepiesz biedę. Można sobie żartować, że zawód nauczyciela czy urzędnika to taki rodzaj dość kosztownego hobby, gdyby nie fakt, że dla pokaźnego grona Polaków to jedyne źródło utrzymania.

Oczywiście są w budżetówce takie specjalizacje i zajęcia, gdzie zarabia się wręcz świetnie, ale większość szeregowych pracowników tej sfery zarabia po prostu mało. Lwią część, a często po prostu całość swoich dochodów przeznaczają na żywność i utrzymanie. Sięgająca 17,9 proc. inflacja to zabójstwo dla ich domowych budżetów.

Podwyżka, czyli mniejsza obniżka
Rządowa propozycja wzrostu wynagrodzeń w budżetówce od przyszłego roku o 7,8 proc. dodatkowo zirytowała pracowników. – W praktyce to nie jest podwyżka, tylko obniżka zarobków o 10 proc. Z czego tu się cieszyć? Z tego, że ludziom pensje spadły mniej, niż wskazywałyby wskaźniki inflacyjne? To marne pocieszenie – mówi Edyta Odyjas, przewodnicząca NSZZ „Solidarność” Pracowników Sądownictwa i Prokuratury. Jak podkreśla, 17. listopada podczas manifestacji w Warszawie pracownicy budżetówki będą się domagać wzrostu płac o 20 proc. oraz wprowadzenia systemowych rozwiązań w tym obszarze. – Chodzi o to, abyśmy nie musieli chodzić do polityków i prosić się o jałmużnę – podkreśla Edyta Odyjas.

To upokarzające
Równie krytycznie jak sądownicy rządową propozycję oceniają strażacy. – Swoją obecnością na manifestacji chcemy przypomnieć rządzącym, że jest coś takiego jak sfera budżetowa, a dbanie o zatrudnionych w niej pracowników należy do ich obowiązków. Chcemy też pokazać, co sądzimy o proponowanej waloryzacji naszych wynagrodzeń o 7,8 proc., w sytuacji, gdy wskaźnik inflacji wynosi już blisko 18 proc. To upokarzające, bo na inne rzeczy pieniądze się znajdują – mówi Mariusz Szyszka, przewodniczący „Solidarności” w Komendzie Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Mikołowie.

Płace w przeciwnym kierunku
Systemowego rozwiązania kwestii swoich wynagrodzeń domagają się też nauczyciele i pracownicy oświaty. W 2019 roku nauczycielska „Solidarność” podpisała z rządem porozumienie płacowe, którego kluczowym punktem był zapis dotyczący powiązania nauczycielskich pensji ze średnią płacą w gospodarce. – Nie zostało to zrealizowane. Sprawy poszły w przeciwnym kierunku. Pensje nauczycielskie oscylują w okolicach płacy minimalnej – mówi Lesław Ordon, przewodniczący Regionalnego Sekretariatu Nauki i Oświaty NSZZ „Solidarność”. Zwraca uwagę, że marne płace w oświacie powodują, że coraz mniej młodych ludzi decyduje się na zawód nauczyciela. – Nikt nie garnie się do zawodu, bo nikt nie chce klepać biedy – zaznacza Lesław Ordon.

Bieda piszczy w samorządach
Szeroko pojęta sfera budżetowa to nie tylko instytucje rządowe. To również pracownicy samorządowi. Tam też przyszła bieda i się rozgościła. – 17. listopada jedziemy do Warszawy, żeby upomnieć się o naszą godność. Ludziom coraz trudniej wiązać koniec z końcem i widać to coraz bardziej. Idziesz do sklepu, wkładasz do koszyka kilka najpotrzebniejszych rzeczy i zostawiasz 100 zł. A gdzie reszta wydatków? Pracownicy są coraz bardziej sfrustrowani, zwalniają się i podejmują jakąkolwiek inną pracę, byle tylko zarobić trochę więcej – mówi Katarzyna Guzy, przewodnicząca „Solidarności” w Urzędzie Miejskim w Jastrzębiu-Zdroju. Jak zaznacza, w styczniu przyszłego roku ponad 100 osób zatrudnionych w urzędzie będzie zarabiało na poziomie płacy minimalnej. W lipcu, po kolejnej podwyżce płacy minimalnej, ta liczba jeszcze wzrośnie.

ny, aga