Solidar Śląsko Dąbrow

Bezkarność i amnezja

Trzydzieści lat temu generał Wojciech Jaruzelski wprowadził w Polsce stan wojenny. Trzydzieści lat temu w imię solidarności z aresztowanymi, internowanymi, pobitymi robotnicy rozpoczęli strajki. Protesty zostały brutalnie stłumione przez władze PRL. W katowickiej kopalni Wujek od kul wystrzelonych z broni wymierzonej właśnie przez władze zginęło dziewięciu górników. Trzydzieści lat temu to dla wielu Polaków już prehistoria. Rocznicowe uroczystości to dla wielu Polaków nudny rytuał, w którym nie zamierzają uczestniczyć. Bójcie się sklerozy, bójcie się niepamięci. Wyobraźcie sobie, co będzie, gdy dziecko zapomni, co się zdarzyło, gdy wkładało paluszek do ogniska, co się zdarzyło, gdy wkładało drucik, aby sprawdzić, co jest w gniazdku elektrycznym. Jakkolwiek pompatycznie to brzmi, bez pamięci, swojej własnej i pamięci poprzednich pokoleń, człowiek jest skazany na zagładę.

Pamięć jest warunkiem koniecznym trwania tzw. ludzkości, ale nie jedynym. Jednym kluczowych warunków jest też umiejętność korzystania z pamięci, budowania analogii, kojarzenia faktów. Pewnie wielokrotnie zadawaliście sobie pytanie, dlaczego w korkach przed zwężeniami najczęściej wpychają się, wymuszają pierwszeństwo, cwaniakują kolesie w najbardziej wypasionych pseudoterenowych brykach. Pewnie zauważyliście, że jeśli można określić jakiegoś kierowcę na polskich chamostradach uprzejmym, to z pewnością nie jest to właściciel bardzo drogiego samochodu. Bo całe życie i wszędzie tak postępuje? To prawda. Ale nie wyjaśnia przyczyny. Przyczyną jest bezkarność. Bezkarność właścicieli wypasionych pseudoterenowych bryk, bezkarność właścicieli zwartych poddziałów ZOMO. I skleroza. Narodowa i społeczna skleroza. Kazik tę sklerozę nazywa amnezją. Posłuchajcie w wolnej chwili tego utworu i nie zapomnijcie.

Pamiętam, że kiedyś był adwent. To nie znaczy, że teraz go nie ma. Nic takiego nie chcę powiedzieć. Adwent stał się czasem mało istotnym wobec Świąt Bożego Narodzenia, a raczej w tym przypadku – świąt bożego narodzenia – które rozpoczynają się w listopadzie i trwają do końca grudnia. Roraty, dziecięce lampiony, melodie pieśni „Spuśćcie nam na ziemskie niwy” czy „Oto Pan Bóg przyjdzie” (potraficie zanucić melodię?) nie miały takiego potencjału marketingowego jak czerwony krasnal nazywany Santa Clausem, maluśkie raty nicym rękawicka czy staropolski dzwonek na święta w Twoim telefonie, czyli „Jingle bells”. Nie ma żadnego oczekiwania. Masz już. Za gotówkę, na kredyt czy na raty.

Ale i chrześcijaństwo, i adwent, i Santa Claus, i marketingowe listopadowo-grudniowe szaleństwo, a nawet choinkę przyjęliśmy z tzw. Zachodu. Wiadomo – West the best. Tylko czemu mam nieodparte wrażenie, że bezczelnie długotrwała bezkarność władz i chamów w wypasionych pseudoterenowych brykach są made in Poland? Odpowiedź na pytanie to wyższa forma wtajemniczenia. Bo nie zna życia, kto nie służył w marynarce (czy w garniturze, albo smokingu – jakoś tak to szło). Służyć, siad, podaj łapę. A jak coś pójdzie nie tak, zawsze może odszczekać, że tylko wypełniał rozkazy. Merdał, skakał, aportował i inne cuda na dwóch łapach. To wszystko za michę kawioru swego powszedniego i piętrową budę z basenem.
Jeden z Drugą:)

Dodaj komentarz