Andrzejkowe szczekanie psa
Kilka lat temu pewien reporter radiowy nagrywając materiał barbórkowy na jednym z przykopalnianych osiedli zapytał 10-letniego chłopca: – Czy wiesz, kto to jest Skarbnik? – No przecież wiadomo – odpowiedział małolat zdziwiony niewiedzą reportera. – To jest tyn, co zbiyro piyniądze.
Albo pacholę nie miało okazji zapoznać się z górniczymi legendami, albo po prostu nie miało żadnych złudzeń, że na dole mieszka ktoś, kto pracowitym górnikom pomaga i ostrzega ich przed niebezpieczeństwem, a tym leniwym lub śpiącym w robocie robi złośliwe psikusy. Małolat ogląda telewizję i wie, że „tyn co zbiyro piyniądze”, to tak naprawdę nazywa się minister finansów i, odwrotnie niż Skarbnik, pracowitym nie pomaga, tylko robi im złośliwe psikusy.
Według podań Skarbnik bardzo nie lubił też górników, którzy na dole gwiżdżą lub przeklinają. Dlatego jeśli słyszycie górnika, który namiętnie używa słów uważanych za nieparlamentarne, to nie myślcie, że jest źle wychowany, on i tak, tu na górze, wykrzykuje z siebie zaledwie cząstkę tego, co chciał z siebie wykrzyczeć na dole, ale z szacunku dla Skarbnika trzymał język za zębami.
Górnicze święto, czyli Barbórka, już za parę dni. 25 listopada kolejarze czcili swoją patronkę, świętą Katarzynę. Te tradycje, całe szczęście, trwają. Ale jest mnóstwo profesji, które albo zapominają o swoich patronach, albo ich nie mają. Etos zawodu i tradycje wydają się dziś wielu reliktem, obciachem. Natomiast Dzień Spódnicy, Dzień Sprzątania Biurka, Dzień Rozrzutności i tym podobne rosną w siłę. A że to są święta marketingowców, którzy chcą wcisnąć klientom przy tej okazji ciuchy, środki czystości czy w ogóle sprzedać dużo wszystkiego, to o tym cicho sza. Nowinki łykamy jak pelikany.
Już słyszę argumenty drugiej strony, że te święta z patronami to też „chłyt” marketingowy, a takie na przykład Andrzejki to spisek producentów parafiny. No bo, kto zarabia na laniu tzw. wosku? Od razu wesprę drugą stronę dodając, że przy takiej argumentacji ogromny cień podejrzeń powinien też paść na miejskie przedsiębiorstwa wodociągów i kanalizacji. Wszak leje się wosk na wodę. Zgodnie z tradycją powinno być przez klucz, ale to urządzenie jest akurat wieloandrzejkowego użytku, więc teoria marketingowego spisku ślusarzy pada. Gdyby się lało parafinę przez zamek, to co innego. Buty, które układają do progu panny spieszące się do zamążpójścia, to brzmi w dzisiejszych czasach zupełnie absurdalnie. W tej kwestii (oczywiście zamążpójścia, a nie kupowania butów) panny raczej nie wykazują pośpiechu. Mają, jeśli można to tak ująć, pewną rezerwę demograficzną:)
Ale jest jedna tradycyjna andrzejkowa wróżba, powtarzająca się też w Wigilię, w której można dostrzec spory potencjał marketingowy. Rzecz polega na tym, że w andrzejkowy lub wigilijny wieczór panna wychodzi przed dom czy też M-3 i nasłuchuje, z której strony szczeka pies. Z tej, z której zaszczeka, przyjdzie kiedyś przyszły współpodatnik małżeńskiego rozliczenia PIT. Dla mieszkanek blokowisk czy podmiejskich domkowisk ta wróżba ma sprawdzalność nawet większą niż prognoza pogody w telewizji. Pies szczeka z każdej strony.
Czasami robi coś jeszcze, co, gdyby opodatkować, w mig załatałoby dziurę budżetową, a minister finansów przestałby lać parafinę przez dziurkę od klucza i zastanawiać się czy to, co wyszło, jest spowolnieniem, recesją, kryzysem czy zieloną kartą dla jego dzieci. Gospodarka rozwijałby się tak, że mucha nie siada, a w każdym razie nie na tym zielonym trawniku.
Jeden z Drugą:)