Solidar Śląsko Dąbrow

A mówili, że tego nie da się zrobić

Zacznę górnolotnie od aforyzmu, bo i cały ten felieton będzie górnolotny. „Wszyscy wiedzą, że czegoś nie da się zrobić, i przychodzi taki jeden, który nie wie, że się nie da, i on to właśnie robi”. Powyższe zdanie wypowiedział kiedyś Albert Einstein. Ale nie o nim będzie ten felieton, tylko o dwóch panach, do których powyższy cytat pasuje jak ulał.

Pierwszy z nich to rolnik z Burkina Faso niejaki Yacouby Sawadogo. Pan Yacouby miał pecha urodzić się w jednym z najbiedniejszych afrykańskich krajów w regionie Sahel, oddzielającym Saharę od deszczowych lasów Afryki Subsaharyjskiej. Deszcz pada tam tylko przez 2-3 miesiące w roku, potem są już tylko piekielne upały i wypalona do ostatniego źdźbła trawy ziemia. Susze tylko w latach 70-tych pochłonęły tam 200 tys. ofiar. Większość ludzi z Sahel uciekła, ale nie pan Sawadogo. On postanowił zostać i walczyć. Choć wszyscy mieli go za wariata, on przez 20 lat z żelazną konsekwencją robił swoje. Kopał w wyschniętej ziemi dołki, w których umieszczał kompost i sadzonki drzew. W czasie krótkiej pory deszczowej w niszach gromadziła się woda, co pozwalało sadzonkom przetrwać późniejsze susze. W ciągu 20 lat Sawadogo zamienił w ten sposób 30 hektarów jałowej ziemi w gęsty las, co powstrzymało rozrastającą się Saharę i sprawiło, że w całym regionie znów mogą żyć ludzie i uprawiać ziemię. Prosty rolnik rozwiązał problem, nad którym przez wiele lat bez skutku głowili się naukowcy. W pojedynkę pokonał pustynię, a ludzie którzy uciekli przed nią wiele lat temu, zaczęli wracać do swoich domów.

Drugi bohater mojego felietonu pochodzi z Polski. Też jest rolnikiem i jemu też wszyscy mówili, że się nie da. Nazywał się Jan Stach, mieszkał w Znamirowicach koło Jeziora Rożnowskiego w Małopolsce. W latach 60. ubiegłego wieku jeden z dojazdów do jego gospodarstwa został odcięty przez budowany zalew, a drugi zaorał sąsiad. Była jeszcze trzecia droga prowadząca przez las, ale ją z kolei przecinał głęboki jar. Kto inny poddałby się, sprzedałby ziemię i przeprowadził w inne miejsce. Ale nie pan Jan. On również postanowił walczyć, mimo że z początku wszyscy się z niego śmiali. Jan Stach dzień po dniu, miesiąc po miesiącu zwoził, przenosił, układał i łączył kamienie. Po kilku latach w miejscu, gdzie kiedyś kończyła się droga, stał już wysoki na 16, długi na 12 i szeroki na 6 metrów kamienny most. Pan Jan nie był architektem, inżynierem, ani budowlańcem. Nie miał bogatej cioci w Ameryce ani nawet wujka w KC. Miał tylko cel i upór. To wystarczyło, żeby zbudować prawdopodobnie największy na świecie kamienny most wykonany od A do Z przez jednego człowieka.

Skoro prosty człowiek może dokonać zupełnie sam tak niesamowitych rzeczy jak pan Jan i pan Yacouby, to na co stać państwo powołane przez kilkadziesiąt milionów ludzi? Nie mam dostatecznie dużej wyobraźni, żeby na to pytanie odpowiedzieć. Ale wiem jedno. Żaden polityk, telewizyjny autorytet czy inny ekspert od wszystkiego nie wmówi mi, że czegoś nie da się w naszym kraju zrobić. Że ludzie nie mogą normalnie żyć i normalnie pracować, że nie można zbudować systemu, w którym państwo służy ludziom, a nie na nich żeruje, że instytucje i urzędy już zawsze będą traktować mnie jak petenta, a nie jak obywatela. To wszystko możemy zmienić. Musimy tylko w końcu wyrzucić z naszych głów wygodną myśl, że się nie da.

Trzeci z Czwartą:)

 

Dodaj komentarz