A dla biednych zakaz wjazdu
W blokowisku, w którym dorastałem, zawsze było pełno ławeczek. Oplatały place zabaw i osiedlowe boiska. Rodzice mniejszych dzieci mieli gdzie usiąść, gdy ich pociechy grzebały w piaskownicach, a starsze dzieciaki gdzie odsapnąć między meczami i napić się przyniesionej z domu w plastikowej butelce kranówki z obowiązkowym sokiem. Ławeczki były punktem zbornym dla starszych panów patrolujących osiedla z małymi pieskami rasy nieokreślonej i starszych pań, które przychodziły tam na klachy z sąsiadkami dzień w dzień punktualnie o tej samej godzinie, choć nigdy się na kolejne spotkania nie umawiały. Mówiąc w skrócie, osiedlowe ławeczki pełniły funkcję kulturalno-integracyjną w blokowisku zamieszkałym przez ludzi ze wszystkich zakątków kraju, których na Śląsk przywiało w PRL-u do pracy w kopalniach.
Parę lat temu zauważyłem, że ławeczek już nie ma. Okazało się, że za ich zniknięciem stoją mądre głowy z urzędu. Gdy boiska na moim osiedlu przerobiono na parkingi, a na każdym trawniku ustawiono znak „zakaz gry w piłkę”, dzieciaki nie mając nic lepszego do roboty, zaczęły całymi dniami przesiadywać na ławeczkach. Przesiadywać, hałasować i śmiecić. Najpierw łuskami słonecznika, a gdy trochę podrosły, petami i puszkami po piwie. Mądre głowy w urzędzie zaczęły kombinować, jak ten palący problem natury wychowawczo-społecznej rozwiązać i wymyśliły właśnie likwidację ławek. Co prawda dzieciaki nadal nie mają nic do roboty, więc przesiadują, kurząc fajki i pijąc piwo, ale już nie na widoku w środku osiedla, tylko w pobliskim lesie. Czy to lepiej? Chyba nie bardzo. No, ale za to trawniki przy blokach są czyste zupełnie jak na Zachodzie, a przy trawnikach wyrosły nowiutkie plastikowe „koniki” na sprężynach i sznurowe drabinki współfinansowane ze środków Unii Europejskiej. Cel osiągnięty, premia i wybór na następną kadencję się mądrej głowie z urzędu należy jak psu micha.
Mądrale z Platformy Obywatelskiej przygotowały projekt ustawy, który ma wprowadzić zakaz wjazdu do centrów dużych miast dla starszych samochodów. Tłumaczą, że chodzi o ekologię, emisję spalin i jakość miejskiego powietrza. Problem w tym, że średnia wieku samochodu poruszającego się po polskich drogach to 15 lat, a więcej niż 10 wiosen ma aż 71 proc. pojazdów. I wcale nie wynika to z ponadprzeciętnego zagęszczenia miłośników oldsmobili nad Wisłą, tylko z prostego faktu, że Polaków na nowe auta zwyczajnie nie stać. Z kolei po likwidacji setek połączeń kolejowych i ciągłym okrajaniu autobusowych rozkładów jazdy, kilkunastoletnie auto to często jedyny sposób na dotarcie do roboty. Do roboty, za którą wynagrodzenie na zakup nowszego pojazdu nie pozwala. No, przecież nie o to tu chodzi. Ma być ładniej, czyściej i bardziej europejsko. Wszak na Zachodzie już dawno podobne zakazy obowiązują.
Na moim osiedlu lokalne mądrale urządziły piękne, czyściutkie trawniki i place zabaw, przy których nie ma gdzie usiąść. Mądre głowy na szczeblu centralnym od dawna urządzają nam w naszym własnym kraju Zachód dla nielicznych, do którego większość ma zakaz wjazdu.
Trzeci z Czwartą:)
źródło foto:demotywatory.pl